Galeria obrazów Ewy Piaseckiej-Kudłacik
MALOWANIE TO PASJA. Magister farmacji, która ze szkicownikiem i pisakiem rozstaje się rzadko, z pędzlem niechętnie. Uprawia malarstwo sztalugowe w różnych technikach. Jej pasją jest rysunek reporterski. Jest laureatką wielu nagród m.in. „Złotego Smoka” za serię prac wystawionych na ARS-95 Kraków i I nagrody w Biennale Twórców Nieprofesjonalnych 2001 w Warszawie. Jest członkiem Związku Polskich Malarz i Grafików.
Woli Pani rysować, czy leczyć?
Mam to szczęście, że nie muszę wybierać! Rzecz jasna teraz, na emeryturze, mam rzadszy kontakt z apteką. Ale przecież przez prawie 40 lat, w tutejszej Aptece Zakładowej, zajmowałam się produkcją płynów infuzyjnych, worków znieczuleniowych, koncentratów do dializ czy wydawaniem leków. To – do godziny 15. Potem zaś sięgałam po szkicownik lub stawałam do sztalug. I tak do późnych godzin nocnych, bo w ciszy najlepiej mi się maluje.
Dlaczego więc w młodości nie zdecydowała się Pani na Akademię Sztuk Pięknych?
Prawdę mówiąc, to nie miałam nic do gadania. Moja Mama zdecydowała, że potrzebuję konkretnego fachu w ręku i mimo że widziała moje umiejętności (rysowałam i rzeźbiłam już od dziecka), posłała mnie na Akademię Medyczną. Córka kiedyś spytała mnie, czy żałuję takiego obrotu sprawy. Może mogłabym zrobić karierę jako plastyk? Kto to wie... Ale nie, nigdy nie żałowałam, bo to właśnie dzięki farmacji mogłam robić to, co lubię – pomagać ludziom. Zresztą, najwyraźniej malowanie i rysowanie było mi pisane, skoro dosięgło mnie także poprzez nasz szpital...
Chodzi Pani o wystawy w naszym szpitalu czy obrazy, które u nas wiszą: obraz Komendanta Eugeniusza Dziuka i św. Rafała Kalinowskiego z kaplicy?
To też, ale cofnęłam się myślami do wcześniejszych czasów. Pierwsze kroki stawiałam bowiem w wojskowym klubie plastycznym „Wiarus”. A ponieważ „Życie, życie, jest nowelą” jak śpiewał Rynkowski, przewz kilka lat byłam tego klubu prezesem.
Początki były trudne?
To mało powiedziane! Pamiętam pierwsze spotkania, przerażenie przepaścią pomiędzy długoletnimi uczestnikami, a mną. Czułam żal do siebie za marnowanie danych mi możliwości. Chyba udało mi się częściowo zasypać tę przepaść – a przynajmniej mam taką nadzieję.
A czy sam w sobie szpital bywał inspiracją?
Tak, i to mimo monochromatycznej bieli i smutku choroby. Doświadczyłam tego jako pracownik, i jako pacjentka. Obserwacje codziennej pracy szpitala zawarłam kilkanaście lat temu w cyklu wielkich rysunków, które zostały docenione na Biennale w Krakowie, gdzie uzyskałam nagrodę (ulubioną przeze mnie), rzeźbę Smoka Wawelskiego – dłuta Bolesława Chromego. Stoi u mnie na kominku!
Czy malarstwo jest kosztownym hobby?
Niestety tak, ale liczy się także pomysłowość! Wiele rzeczy kiedyś dawało się wykorzystać: stare kalendarze, jednostronne druki na ciekawym papierze, nieudane obrazy. Od zawsze znajomi zamiast kwiatka na imieniny, przynosili pędzle, blejtramy i szkicowniki. To między innymi w nich powstają rysunki, będące moją specjalnością, czyli tzw. reporterskie. To rodzaj szybkiego szkicu, idealnie oddający daną postać lub sytuację.
Warto się tak poświęcać?
To chyba retoryczne pytanie? Oczywiście, że tak, choć od wielogodzinnego stania przy sztalugach boli kręgosłup, a malowanie w plenerze niesie ze sobą również inne, poza pogodowymi, niespodzianki. Kiedyś Maż zostawił mnie w szczerym polu,
a sam odjechał, razem z moją komórką. Jak się po chwili okazało, nieświadomie zabrał także moje pędzle i paletę malarską. Co było robić... Pędzle musiałam zastąpić witkami trawy i patyczkami, zaś farby rozrabiałam wodą z kałuży... Wyszły z tego naprawdę świetne akwarele.
Gdzie możemy zobaczyć Pani prace?
Oprócz wspomnianej już auli i kaplicy, w kilku... gabinetach lekarskich. Najwięcej na cyklicznych wystawach. Większość prezentowanych na nich prac powstaje na licznych plenerach, na które wciąż jeżdżę. Bywają jednak i takie tematyczne, poświęcone danemu miejscu. Choćby ostatnia, na której można było zobaczyć rysunki, płótna i fotografie związane z moim ukochanym Grochowem. To kolejna moje powiązanie ze szpitalem! Prace zobaczyć można także na mojej stronie www.kudlacik.art.pl.
I na koniec: najtrudniejsze zadanie, któremu nie umiem sprostać, to...
...trzymać język za zębami podczas malowania i rysowania. W dosłownym tego znaczeniu. Zawsze go wystawiałam, z czego cała rodzina się śmieje.
Rozmawiała: Małgorzata Złotkowska