WIM w mediach
Gielerak: mamy zbyt mało lekarzy wojskowych. Dziś nasza służba nabrała szczególnego znaczenia
Skala obrażeń pola walki powoduje, że w jednym momencie lekarz musi być, np. chirurgiem miękkim, ortopedą, chirurgiem naczyniowym, a nierzadko też neurochirurgiem. To szczególne kompetencje. Lekarze wojskowi zawierają swoisty "kontrakt" z armią na 20-25 lat zawodowej służby. W wojskowej służbie zdrowia w Polsce pracuje ok. 800 lekarzy. Jeżeli byłoby ich 1600, nie powiedziałbym, że to nadmiar - mówi nam gen. dyw. prof. Grzegorz Gielerak. 4 kwietnia przypada Święto Wojskowej Służby Zdrowia.
Wojciech Kuta, Rynek Zdrowia: - Jednym z kluczowych problemów polskiego systemu opieki zdrowotnej jest deficyt kadr medycznych. Czy to wyzwanie dotyczy także wojskowej służby zdrowia?
Gen. dyw. prof. Grzegorz Gielerak, dyrektor Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie: - Wszystko, co dotyczy naszych sił zbrojnych stanowi odwzorowanie sytuacji panującej w kraju i w społeczeństwie, stąd w równym stopniu odnosi się także do problemów kadrowych, z którymi od wielu lat boryka się polski system ochrona zdrowia. Dodatkowe wyzwanie stanowi polityka płacowa, która w siłach zbrojnych nie jest tak atrakcyjnym atutem i motywatorem, jak to ma miejsce na rynku cywilnym.
WK: - Czyli wynagrodzenia lekarzy wojskowych w Polsce nie są zbytnio motywujące do podejmowania takiej służby?
GG: - W zestawieniu z tym, co oferuje obecnie rynek medyczny, czynnik finansowy - jeśli tylko na nim mielibyśmy budować motywację do pracy w wojskowej służbie zdrowia - z pewnością można uznać za wątpliwej wartości argument.
Stąd od ponad dekady inspirację do służby staramy się kształtować na innych, mniej merkantylnych fundamentach - w powszechnej ocenie może też mniej atrakcyjnych niż pieniądze, jednak uznawanych w teorii zarządzania zasobami ludzkimi za znacznie bardziej trwałe i wartościowe.
WK: - Na jakich?
GG: - Od wielu lat podkreślam, że fundamentalnym zadaniem wojskowej służby zdrowia, w tym osób odpowiedzialnych za budowanie jej wizerunku, jest dążenie do wypracowania warunków i standardów działania, na bazie których każdy, kto zdecyduje się na pracę w strukturach tej służby, zyska gwarancję otrzymania możliwie najlepszego, najwszechstronniejszego wykształcenia, popartego wyjątkowym doświadczeniem zawodowym i życiowym.
Sposób, a także warunki i okoliczności poszerzania swoich horyzontów wiedzy oraz kształcenia specjalizacyjnego, zdobywania kompetencji i umiejętności, w tym również tych niezmiernie rzadko spotykanych w powszechnym systemie edukacji medycznej - to elementy, na których chcemy budować zasoby kadrowe wojskowej służby zdrowia.
Korzyści wynikające z tego podejścia są dwojakie. Po pierwsze, siły zbrojne otrzymują bardzo kompetentne kadry gotowe sprostać potrzebom nowoczesnej armii.
Po drugie, osoby, które wchodząc do służby, zawierają swoisty „kontrakt” z armią na 20-25 lat zawodowej służby, którą zwykle w wieku 45-50 lat opuszczą, mając przed sobą możliwość co najmniej 20-25 lat pracy w zawodzie. Bezcenne doświadczenia zdobyte w wojskowej służbie zdrowia, marka oraz prestiż zawodu i służby gwarantują silny popyt na ich usługi, a przez to wysoką konkurencyjność na rynku pracy.
WK: - Ilu mamy w Polsce lekarzy wojskowych, a ilu powinno być, także w kontekście wojny na Ukrainie?
GG: - W wojskowej służbie zdrowia pracuje obecnie około 800 lekarzy. Jeżeli byłoby ich 1600, nie powiedziałbym, że to nadmiar, zwłaszcza w kontekście rysujących się dziś potrzeb.
WK: - Wiele kontrowersji i dyskusji w środowisku medycznym wzbudziła zmiana systemu kształcenia przeddyplomowego lekarzy wojskowych. Polegała na rozwiązaniu w 2002 r. Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi i przekazaniu jej majątku Uniwersytetowi Medycznemu w tym mieście. To była słuszna decyzja?
GG: - Należy przede wszystkim odpowiedzieć na pytanie, czy w obecnej rzeczywistości zasadnym byłoby ponowne uruchomienie WAM. Uważam, że jest zdecydowanie więcej minusów niż pozytywów takiego rozwiązania. Nie widzę racjonalnych przesłanek przemawiających za wydawaniem olbrzymich środków budżetowych na ponowne tworzenie kosztownej struktury wojskowej uczelni medycznej. Powinniśmy natomiast kształcić większą liczbę studentów na kierunkach wojskowo-lekarskich lub pozyskiwać lekarzy cywilnych, stosując skuteczniejsze mechanizmy motywacyjne.
Na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi studiuje obecnie około 500 studentów mundurowych. Nawet zwiększenie naboru do 100-150 rocznie na kierunek „lekarski” nie daje podstaw merytorycznych do powołania wojskowej uczelni medycznej.
Z drugiej strony kształcenie lekarzy wojskowych na bazie środowiska cywilnego nie w pełni zaspokaja oczekiwania w tym zakresie. Dlatego zdecydowanie opowiadam się za modelem wojskowego wydziału medycznego jako jednostki wspólnej, na bazie uczelni (kształcenie z podstawowych dziedzin medycyny), wyższej uczelni wojskowej (szkolenie wojskowe i zabezpieczenie logistyczne) oraz wojskowego szpitala klinicznego - instytutu badawczego (kształcenie z przedmiotów klinicznych).
Proponowana zmiana, w zestawieniu z okolicznościami, w jakich odbywa się dziś kształcenie lekarzy wojskowych, jest jednym z kluczowych argumentów przemawiających za dokonaniem radykalnej transformacji w kierunku poprawy przygotowania absolwentów kierunku wojskowego uczelni medycznej do pełnienia służby.
Podejmowane do tej pory próby poprawy sytuacji skutkowały najczęściej zwiększaniem obciążeń dydaktycznych studentów zajęciami wojskowymi, co w pierwszej kolejności pociągało za sobą wyczerpanie fizyczne szkolonych w miejsce daremnie oczekiwanej poprawy poziomu przygotowania zawodowego.
Doświadczenia te pokazują, że nie da się prowadzić rzetelnego, kompleksowego kształcenia lekarzy wojskowych w oderwaniu od fundamentów wojskowej służby zdrowia, jakimi są jej wiodące podmioty lecznicze - instytuty badawcze i szpitale kliniczne. Zgromadzona w nich wiedza, doświadczenie, ale także elementy kultury organizacyjnej, w tym dotyczące sposobów prowadzenia kształcenia, nauki i pracy są elementami ukrytej wiedzy, która buduje tożsamość środowiska, a wraz z nim jego zdolności i kompetencje konieczne sprostaniu wyzwaniom będącym codziennością medyka wojskowego.
WK: - W jaki więc sposób powinni być kształceni lekarze na potrzeby wojskowej służby zdrowia, także w ramach edukacji podyplomowej?
GG: - Bardzo dobrym przykładem działania w tym zakresie jest unikalna w skali kraju, ale także państw NATO - z powodzeniem funkcjonująca od 2011 roku w WIM - zaawansowana, zintegrowana platforma szkoleniowa w obszarze medycyny klinicznej i wojskowej obejmująca:
- Szkolenie podstawowe i teoretyczne na bazie Centrum Kształcenia Podyplomowego (CKP)
- Podstawowe medyczne szkolenie praktyczne w Pracowni Symulacji Medycznej CKP
- Zaawansowane szkolenie kliniczne na bazie największego w Polsce Centrum Urazowego dla województwa mazowieckiego
Specyfika służby i skala wyzwań oraz odpowiedzialność, z jaką mierzą się medycy wojskowi, wymaga od nich bardzo dużej wszechstronności. Dowodzą tego nasze doświadczenia zdobyte, między innymi w ramach funkcjonowania Polskiego Kontyngentu Wojskowego w prowincji Ghazni w Afganistanie.
Postrzały oraz obrażenia wielonarządowe - urazy charakterystyczne dla pola walki - sprawiają, że lekarz w tak ekstremalnych warunkach musi, m.in. bardzo sprawnie posługiwać się wieloma różnymi narzędziami diagnostycznymi oraz technikami operacyjnymi patrząc na człowieka bardzo holistycznie. Skala obrażeń powoduje, że w jednym momencie trzeba być, np. chirurgiem miękkim, ortopedą, chirurgiem naczyniowym, a nierzadko też neurochirurgiem.
Najlepiej więc, aby ten wczesny etap zaopatrzenia medycznego był realizowany ręką, oczami, głową i sercem możliwe najbardziej doświadczonego, pewnego swoich decyzji medyka.
Z tego też powodu najlepszym sposobem kształcenia lekarzy wojskowych na etapie podyplomowym jest budowanie ich wiedzy w ramach jednolitej - od teorii do praktyki - platformy edukacyjnej, o której wcześniej wspominałem, obejmującej: Centrum Kształcenia Podyplomowego, Ośrodek Symulacji Medycznej oraz Centrum Urazowe, które stworzyliśmy w WIM specjalnie z myślą o kształceniu lekarzy, pielęgniarek oraz ratowników medycznych w zakresie urazów wielonarządowych, będących - zaraz po postrzałach - najczęściej występującymi obrażeniami współczesnego pola walki.
W mojej ocenie powinniśmy jeszcze mocniej niż do tej pory upowszechniać i doskonalić ten unikalny, bardzo atrakcyjny oraz, co najważniejsze, sprawdzony w praktyce model podnoszenia kompetencji fachowych i budowania motywacji do służby, co pozostaje kompetencją właściwych organów MON zawiadujących doskonaleniem umiejętności zawodowych medyków wojskowych.
WK: - Wróćmy do wojny na Ukrainie. Jakie stawia wyzwania przed wojskową służbą zdrowia i generalnie przed różnymi służbami działającymi w sytuacjach nadzwyczajnych?
GG: - Po pierwsze od 24 lutego 2022 r. wszystko, co dotychczas robiliśmy w tym obszarze, musimy robić ze znacznie szerszą perspektywą, a do tego znacznie szybciej w ramach dostosowania się do nowych warunków.
Jednym z dzisiejszych priorytetów jest utworzenie kompletnego systemu zabezpieczenia medycznego sytuacji kryzysowych, dysponującego możliwościami elastycznego zarządzania, kompletowania i wykorzystania zasobów skalowanych do potrzeb i wyzwań określanych sytuacją kryzysową.
Wszystkie te okoliczności wymagają spójnej koncepcji warunków organizacji i działania medycznych zespołów operacyjnych przeznaczonych do przeciwdziałania skutkom dających się dziś przewidzieć zagrożeń. Działania opartego o tożsame standardy szkolenia, realizacji procedur operacyjnych, wyposażenia. Gwarantującego optymalne wykorzystanie zasobów kadrowych i sprzętowych, a przy tym najwyższą jakość i bezpieczeństwo wykonywanych zadań.
Pilnie należy się również skupić na poszerzeniu kompetencji cywilnego środowiska medycznego w zakresie przeciwdziałania skutkom obrażeń pola walki.
Z tego powodu już w przyszłym tygodniu ruszamy w Wojskowym Instytucie Medycznym z realizacją - kierowanego właśnie do cywilnych lekarzy, pielęgniarek i ratowników medycznych - specjalistycznego programu szkoleniowego obejmującego zasady postępowania z osobami rannymi w podmiotach szpitalnych.
Plan tego szkolenia niebawem opublikujemy na stronie WIM. Prowadzić je będą wybitni specjaliści posiadający doświadczenia zdobyte, m.in. w polskim i amerykańskim szpitalu wojskowym w Ghazni w Afganistanie. Przywieźli stamtąd bardzo wartościowe materiały dydaktyczne w postaci filmów i zdjęć, z którymi oczywiście bedą mogli zapoznać się uczestnicy szkolenia w WIM.
WK: - Nie mamy problemów z koordynacją działań poszczególnych służb w warunkach kryzysowych?
GG: - To właśnie trzecie, bardzo ważne wyzwanie związane z wojną za naszą wschodnią granicą. Konieczne jest wypracowanie i utrzymanie zdolności prowadzenia operacji połączonych w dziedzinie ratownictwa medycznego, tj. z udziałem jednostek systemu Państwowego Ratownictwa Medycznego, w tym LPR oraz służb mundurowych.
Chodzi, między innymi o ujednolicenie regulacji prawnych, systemów kierowania i dowodzenia, norm etatowych, szkoleniowych i certyfikacyjnych, wyposażenie w odpowiedni sprzęt, wreszcie zagwarantowanie - w odpowiedzi na bieżące potrzeby - warunków umożliwiających swobodny przepływ personelu pomiędzy jednostkami systemu.
Cytując Georga Hegla: „Dzieje powszechne nie są areną szczęścia”, stąd obecna rzeczywistość zamieniająca wolność w uświadomiony obowiązek wymaga nowego spojrzenia i przedefiniowania wielu aspektów życia do jakich przywykliśmy. A także podjęcia szybkiej, konsekwentnej realizacji działań, dla których w realiach politycznych „końca historii” nie było czasu, miejsca, koniecznej determinacji. Rzeczywistość nie znosi próżni. Aby ją wypełnić, dziś przyszła kolej na wojskową służbę zdrowia.
Rozmawiał: Wojciech Kuta Rynek Zdrowia