Medycyna w Mundurze
Medycy w Herkulesach, czyli szkolenie w Powidzu

Instruktorzy US Air Force pod dowództwem płk. Kevina Hettingera, zaprezentowali najnowocześniejsze wytyczne dotyczące zabezpieczenia medycznego „w powietrzu”. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że uprawianie medycyny na pokładzie samolotu podporządkowane jest bezpieczeństwu załóg latających oraz tzw. „aeromedical management”.
Całe szkolenie odbyło się w samolotach typu Hercules. To dowód na to, że dla sojuszników „real action training” jest jedynym liczącym się standardem maksymalizacji efektu dydaktycznego.
Dla mnie niezwykle ciekawym doświadczeniem było ćwiczenie procedury „9-liniowca” (tzw. meldunek Medevac), który całkowicie inaczej brzmi, jeżeli jesteś w samolocie, w którym włączone są wszystkie silniki, a ktoś po drugiej stronie radia, megaszybkim angielskim podaje informacje na temat poszkodowanych, lokalizacji czy rodzaju odniesionych obrażeń.
Duże wrażenie robi Hercules, który w ciągu maksymalnie kilkudziesięciu minut ciężkiej pracy techników, medyków, a nawet lekarzy, staje się latającym szpitalem. W takiej konfiguracji może mieć na pokładzie 76 miejsc leżących dla poszkodowanych w stanie stabilnym oraz kilka dla poszkodowanych, wymagających zabezpieczenia anestezjologicznego.
Jak zawsze, wszystko pięknie i prosto wygląda na tzw. kwitach. Amerykanie - a w szczególności mówiąca po polsku - TSGT (sierżant) Elizabeth Araujo, wychodzą jednak z założenia, że należy wielokrotnie dotknąć każdej śrubki, przećwiczyć każdą procedurę, aby na koniec uzyskać efekt tzw. pamięci mięśniowej. Dzięki temu możemy dokładnie opanować techniczne aspekty realizacji aeroewakuacji.
Jestem pod wrażeniem tego, że medycy z Zespołu Ewakuacji Medycznej z Balic świetnie znają i stosują wytyczne Europejskiej Rady Resuscytacji oraz Amerykańskiego Towarzystwa Kardiologicznego.
Mnie, jako przedstawiciela Zakładu Medycyny Pola Walki Wojskowego Instytutu Medycznego, najbardziej zaciekawiły zajęcia prowadzone przez instruktora TSgt. (sierżanta) Britta Adamsa z Hurlburt Fild na Florydzie. Britt przez dwa dni prowadził szkolenie z zakresu Tactical Combat Casualty Care (Taktyczno-Bojowej Opieki nad Poszkodowanym), ze szczególnym naciskiem na fazę Tactical Field Care, czyli strefę w której jest już pozornie bezpiecznie.
Warto w tym momencie przypomnieć, że nowoczesny standard badania poszkodowanych na polu walki wymaga od ratowników w pierwszej kolejności poszukiwania i tamowania źródeł krwawienia, a w dalszej sprawdzenia drożność dróg oddechowych. Ta - u osób nieprzytomnych - najczęściej zaburzona jest przez język opadający na tylną ścianę gardła. Po usunięciu tego zaburzenia, sprawdzamy jaka jest jakość oddychania na poziomie klatki piersiowej (poszukujemy odmy). To oczywiście bardzo skrótowe omówienie tzw. standardu CAB (Circulation, Airway, Breathig), ale jest jednym z priorytetów do wykonania we wstępnej fazie zabezpieczenia medycznego poszkodowanych.
Szkolenie Britta po raz kolejny uświadomiło mi, że do najważniejszych ogniw łańcucha przeżycia na polu walki należą: logistyka pozamedyczna, planowanie ewakuacji poszkodowanych, dokładne poznanie swojego plecaka medycznego oraz pamięć mięśniowa w czasie wykonywania czynności ratunkowych. Tak, aby stres nie zrobił z nas chaotycznych w działaniu pseudoprofesjonalistów.
Bardzo dziękuję bardzo mjr. dr. n. med. Zbigniewowi Maciołowi, szefowi Zespołu Ewakuacji Medycznej 8. BLT za zaproszenie Wojskowego Instytutu Medycznego do współpracy w czasie tego szkolenia.
Tomasz Sanak
Fot. Mjr Zbigniew Macioł