Medycyna w Mundurze
O historii pomnika poległych medyków
W Warszawie miał stanąć pomnik „członków służby zdrowia poległych za Ojczyznę”. Monument zamówiono u jednego z najwybitniejszych ówczesnych rzeźbiarzy – prof. Edwarda Wittiga. Środki na budowę zbierano w całej Polsce w czasie dobrowolnych składek medyków cywilnych i wojskowych. Prace przerwała II wojna światowa. Z okazji Święta Niepodległości warto przypomnieć jego ideę sprzed dziesięcioleci.
W 1927 r. gen. bryg. dr n. med. Stefan Hubicki, komendant Oficerskiej Szkoły Sanitarnej, funkcjonującej na terenie Zamku Ujazdowskiego w Warszawie oraz gen. bryg. dr n. med. Stanisław Roupert, szef Departamentu Służby Zdrowia Ministerstwa Spraw Wojskowych, zainspirowali prace nad budową pomnika, który upamiętni medyków poległych w walkach o odzyskanie niepodległości. Nie tylko tych, którzy ponieśli śmierć w czasie I wojny światowej, wojny bolszewickiej w 1920 r., ale także powstań narodowowyzwoleńczych oraz walk w czasach napoleońskich. Zlecenie na wykonanie monumentu otrzymał profesor krakowskiej ASP Edward Wittig. Jego dziełem są m.in. warszawskie pomniki „Lotnika” oraz Juliusza Słowackiego.
Jedno ze sprawozdań Komitetu Budowy Pomnika.
Całość prac wyceniono na 300 tys. zł. Środki na budowę miały pochodzić z dobrowolnych składek pracowników Wojskowej Służby Zdrowia. Z czasem jednak idea symbolizowana przez monument została rozszerzona. Zygmunt Wiśniewski w „Gazecie Lekarskiej” przypomina apel prof. dr. n. med. Władysława Szenajcha, wiceprezesa Naczelnej Izby Lekarskiej, który stawiał znak równości między medykami walczącymi na froncie, a tymi co dzień niosącymi pomoc potrzebującym: „Czym ma być pomnik ku czci poległych i zmarłych Członków Służby Zdrowia? Ma być uczczeniem nieznanej i często niedocenianej rycerskości,walki o zdrowie publiczne, ma być uczczeniem idei służby społecznej, uczczeniem tych, którzy polegli i zmarli w służbie idei. Wielkim jest brawurowe bohaterstwo żołnierza, równie wielkim jest ciche bohaterstwo miłosierdzia i współczucia, codzienny trud lekarza i jego współpracowników zarówno na polu bitwy, jak i w dniach pokoju, gdy pomaga w chorobie i ochrania zdrowych przed chorobą.”Po kilku latach zebrano 220 tys. zł. Dzięki temu powstał model gipsowy, a w 1937 r. w krakowskiej pracowni giserskiej rozpoczęto prace nad odlewem z brązu.
Krytyk sztuki Władysław Kozicki tak opisywał pomnik: „Krzepki, zdrowy sanitariusz w mundurze wojskowym i ciężkich butach, z odkrytą młodą głową, ruchem, znamionującym siłę, stanowczość i celowość, a równocześnie nieskończenie delikatnym i łagodnym podtrzymuje za ramiona obnażonego do połowy, tylko w hełm szturmowy i spodnie odzianego żołnierza piechoty, który ciężko ranny lub też do ostateczności wyczerpany, upadł na kolana, przechylając bezwładnie głowę i wypuszczając z rąk karabin. Broń ta na nic mu się już nie przyda, a jednak siłą nawyku i poczucia obowiązku, trzyma jeszcze na niej swą martwiejącą dłoń. Obraz najzupełniej realny i prawdziwy, żadnymi sztucznymi akcesoriami nie okraszony i nie wzmocniony, a jakże ogromnie tragiczny, jak potężnie wstrząsający, jak bardzo przeżyty i odczuty w swym duchowym wyrazie.”
Okładka "Lekarza Wojskowego" prezentująca projekt prof. Edwarda Wittiga.
Prace nad monumentem wstrzymała zbliżająca się wojna. Od 1936 r. medycy zaczęli zbierać datki na zakup samolotu sanitarnego, który miał zwiększyć potencjał Wojskowej Służby Zdrowia.
- Według mojej wiedzy, gipsowy model stojący w hallu Zamku Ujazdowskiego został zniszczony w trakcie niemieckiego bombardowania we wrześniu 1939 r., zaś brązowy odlew znajdujący się w firmie giserskiej w Krakowie, Niemcy polecili przetopić. Ale są też inne wersje wydarzeń. Uważam, że warto doprowadzić do powstania tego pomnika. Przed wojną tysiące ludzi, żołnierzy i cywili, wpłacało pieniądze aby okazać szacunek poległym medykom. Myślę, że powinniśmy uhonorować zarówno poległych, jak i tych, którzy pragnęli uczcić ich pamięć – mówi lek. Krzysztof Królikowski, prezes zarządu Stowarzyszenia Szpitala Ujazdowskiego.
- Jeśli ta idea się skrystalizuje, będziemy ją wspierać. To powrót do korzeni oraz piękny przykład, jak już przed dziesięcioleciami rozumiano wzajemne relacje między wojskową i cywilną służbą zdrowia - uważa gen. bryg. prof. dr hab. n. med. Grzegorz Gielerak, dyrektor WIM.
* * *
Materiał powstał na podstawie publikacji Zygmunta Wiśniewskiego w „Gazecie Lekarskiej”.
Więcej na ten temat:
http://www.oil.org.pl/xml/nil/gazeta/numery/n2006/n200612/n20061221
http://www.oil.org.pl/xml/nil/gazeta/numery/n2010/n201003/n20100332
http://spolecznosc.gazetalekarska.pl/__data/assets/pdf_file/0020/13529/n200612b.pdf (str. 34 – 36)