Medycyna w Mundurze
Pokonał 100 kilometrów w podziękowaniu za uratowanie wzroku
Komandos z Lublińca postanowił wystartować w stukilometrowym biegu, a zdobyty medal przekazać płk. prof. Markowi Rękasowi. Kilka lat temu kierownik Kliniki Okulistyki WIM uratował wzrok rannemu komandosowi. Pokonanie trasy zajęło ponad 19,5 godz. - Pacjenci w różny sposób okazują wdzięczność. Ale pierwszy raz w tak ekstremalny. Jestem pod ogromnym wrażeniem niesamowitego wysiłku, jaki mój pacjent włożył w ten czyn – mówi prof. Rękas.
Żołnierz z Jednostki Wojskowej Komandosów w Lublińcu trafił do Kliniki Okulistyki z bardzo poważnym urazem oka. O tym, czy będzie widział miała zdecydować skomplikowana operacja. Przeprowadził ją płk prof. dr hab. n. med. Marek Rękas, kierownik kliniki. Dzięki niemu żołnierz nadal może służyć w jednostce specjalnej.
- Na nasze imprezy zapraszamy przedstawicieli Wojskowego Instytutu Medycznego. Chcemy im w ten sposób okazać szacunek i podziękować za pomoc. W szpitalu na Szaserów uzyskało pomoc już sporo ludzi z JWK. Na „Setkę Komandosa”, czyli nocny bieg na dystansie 100 km zaproszenie przyjął prof. Rękas – wyjaśnia Zbigniew Rosiński, honorowy prezes Wojskowego Klubu Biegaczy „Meta”, działającego przy Jednostce Wojskowej Komandosów w Lublińcu.
Bieg został rozegrany w okolicach Lublińca w nocy z piątku na sobotę (15 na 16 marca 2019 r.). Zawodnicy startowali w pełnym umundurowaniu wojskowym, wojskowych butach, z plecakiem o wadze 10 kg. Po 20 km mieli prawo zostawić plecak w punkcie kontrolnym. Po kolejnych 20 km mogli zmienić mundur na strój sportowy.
- W piątek przed południem dowiedziałem się, że profesor przyjeżdża do nas. Było już po terminie zapisów, ale poprosiłem prezesa o zgodę na start. Nie przygotowywałem się do tych zawodów, więc od razu postanowiłem, że postaram się go po prostu przemaszerować. A zdobyty medal przekażę profesorowi jako moje podziękowanie za uratowanie wzroku – opowiada żołnierz.
Organizatorzy ustalili, że limit na pokonanie trasy to 20 godz. Komandos dotarł na metę po ponad 19,5 godz.
- Decyzja o starcie była impulsem. Chłopak nie był odpowiednio przygotowany do tego dystansu. Ostatnie kilometry były dla niego katorgą. Na mecie musieli się nim zająć medycy. Dawno nie widziałem tak wykończonego biegacza. Sporo czasu spędził w sanitarce. Potem odwieźliśmy go do domu, bo nie był w stanie prowadzić swojego samochodu. Jestem przekonany, że gdyby nie niesamowita motywacja, nie byłby w stanie dotrzeć na metę. Ale to też pokazuje, jacy twardzi żołnierze służą w Lublińcu – tłumaczy Zbigniew Rosiński.
Żołnierz to doświadczony biegacz, od wielu lat członek klubu „Meta”. To jego sylwetka, sfotografowana w czasie któregoś z poprzednich biegów, została odwzorowana w medalu, jaki dostają osoby kończące biegi organizowane przez klub.
- Dobrze mieć takich pacjentów. Ale jeszcze lepiej, że Wojsko Polskie ma tak twardych żołnierzy. Ten medal będzie dla mnie bardzo cenną pamiątką – kończy prof. Marek Rękas.