Medycyna w Mundurze
Dyrektor WIM dla „Polski Zbrojnej”: Recepta na system
„Sytuacja była klarowna w czasie działania kontyngentów w Iraku czy Afganistanie. Ranni i poszkodowani, po uzyskaniu podstawowej pomocy w rejonie zdarzenia, byli najszybciej jak to możliwe ewakuowani do Polski. Najczęściej trafiali do WIM-u. Nie ma natomiast takiego systemu w odniesieniu do żołnierzy poszkodowanych i rannych w Polsce” - w rozmowie z red. Anną Dąbrowską z „Polski Zbrojnej” mówi gen. dyw. prof. Grzegorz Gielerak.
W numerze 12/2019 miesięcznika „Polska Zbrojna” opublikowano rozmowę z Dyrektorem WIM o potrzebie stworzenia systemu ewakuacji medycznej żołnierzy i specyfice wojskowej służby zdrowia:
Anna Dąbrowska: Do Wojskowego Instytutu Medycznego trafił niedawno, po kilkutygodniowym leczeniu w innych ośrodkach, jeden z ciężko rannych saperów, poszkodowanych w Kuźni Raciborskiej. Jak w takich wypadkach wygląda procedura ewakuacji żołnierzy?
Gen. dyw. prof. dr n. med. Grzegorz Gielerak: Sytuacja była klarowna w czasie działania kontyngentów w Iraku czy Afganistanie. Ranni i poszkodowani, po uzyskaniu podstawowej pomocy w rejonie zdarzenia, byli najszybciej jak to możliwe ewakuowani do Polski. Najczęściej trafiali do WIM-u. Nie ma natomiast takiego systemu w odniesieniu do żołnierzy poszkodowanych i rannych w Polsce. Mamy w kraju sieć szpitali wojskowych, w tym kilka wysokospecjalistycznych. Uważam, że żołnierzy, którzy w czasie służby zostali poszkodowani, powinno się leczyć w placówkach wojskowych. Tym bardziej że są one do tego odpowiednio przygotowane. Omówię to na przykładzie WIM-u. Stanowimy największe centrum urazowe w Polsce, codziennie docierają do nas bardzo ciężko poszkodowani. Jesteśmy więc gotowi do niesienia żołnierzom pomocy na najwyższym poziomie, bez żadnych ograniczeń dotyczących czasu i miejsca.
Na czym więc polega problem?
Szpitale są przygotowane do udzielania pomocy, tu nie trzeba zmian. Wyzwaniem jest stworzenie systemu szybkiego transportu poszkodowanych. Najważniejszy jest czas dotarcia do szpitala i szybkość reakcji. Podczas ratowania życia liczy się tzw. złota godzina. Dlatego, choć w siłach zbrojnych dysponujemy powietrzną jednostką ewakuacji medycznej, to jeśli nie jesteśmy w stanie zapewnić transportu w możliwie najkrótszym czasie, posiłkujemy się cywilnym Lotniczym Pogotowiem Ratunkowym. Niestety maszyny LPR-u mają ograniczony zasięg i jeśli np. zdarzenie miało miejsce na poligonie w Nowej Dębie, to transport do WIM-u w Warszawie się komplikuje. Wojskowe śmigłowce dadzą radę, a na terenie szpitala jest specjalnie dla nich przygotowane lądowisko, na którym mogą lądować najcięższe maszyny wojskowe. W czasie trwania misji w Iraku i Afganistanie wypracowaliśmy dobry model ewakuacji żołnierzy, którego celem było udzielenie rannemu najlepszej pomocy. Teraz chcemy wykorzystać tę filozofię myślenia w kraju, czyli doprowadzić do sytuacji, kiedy poszkodowany żołnierz dostanie jak najszybciej fachową pomoc w najlepszym wojskowym szpitalu.
Do jakich placówek ranni żołnierze trafiają teraz na leczenie?
Mogą trafić wszędzie, zarówno do ośrodka cywilnego, jak i wojskowego. Z naszych doświadczeń wynika jednak, że ten system powinien zostać skorygowany. Proponujemy model, który kilka lat temu opracowaliśmy w WIM-ie i przedstawiliśmy decydentom w resorcie obrony jako propozycję do realizacji. Optymalną procedurą jest ewakuacja poszkodowanego żołnierza, po wstępnej stabilizacji funkcji życiowych, bezpośrednio do jednego z kilku wiodących szpitali wojskowych. Oczywiście najpierw, na miejscu zdarzenia lub najbliżej niego, medycy - wojskowi lub cywilni - powinni wykonać niezbędne zabiegi i zdecydować, w którym momencie można żołnierza bezpiecznie ewakuować. Tylko taki model gwarantuje udzielanie mu optymalnej specjalistycznej pomocy medycznej związanej z doznanymi obrażeniami.
Dlaczego?
Obrażenia doznane na polu walki często są złożone i wymagają jednoczesnej interwencji specjalistów z różnych dziedzin. W Polsce takie kompetencje mają tylko służby medyczne sił zbrojnych. Doskonaliliśmy je dzięki leczeniu obrażeń doznanych przez naszych żołnierzy na misjach w Iraku i Afganistanie. Dziś też jedynie ośrodki takie, jak WIM, 4 Wojskowy Szpital Kliniczny we Wrocławiu oraz 10 Wojskowy Szpital Kliniczny w Bydgoszczy są w stanie udzielić kompleksowej pomocy poszkodowanym. W czasie jednej operacji rannym zajmują się specjaliści z kilku dziedzin medycyny, np. okuliści ratują wzrok, laryngolodzy - słuch, ortopedzi - złamane kończyny, a chirurdzy naczyniowi -uszkodzone naczynia. To wszystko dzieje się w tym samym czasie, unikamy więc kolejnych, odległych w czasie, zabiegów. To gwarantuje lepszy efekt leczenia, szybszy powrót od zdrowia i maksymalne ograniczenie skutków uszkodzeń spowodowanych urazem.
Taki system dziś nie działa?
Działa, ale wyłącznie dzięki bieżącej współpracy i bliskim relacjom między dowódcami jedno-stek i szpitalem. Uważam jednak, że model ewakuacji i miejsca, do którego trafia ranny żołnierz, powinien być oparty na rozwiązaniach systemowych.
Przeczytaj całą rozmowę w miesięczniku „Polska Zbrojna”: