W WIM nakręcono dokumentalny serial telewizyjny
„Bez scenariusza, tylko prawdziwe przypadki i prawdziwi pacjenci. Przez kilka miesięcy kamera telewizyjna towarzyszyła lekarzom oraz pacjentom Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie. Była z chorymi od momentu postawienia diagnozy, poprzez przygotowanie do operacji, sam zabieg, aż do efektu leczenia.” – pisze red. Marzena Sygut z portalu „Rynek Zdrowia”.
W nowym serialu „Sala operacyjna” zostaną pokazane m.in. laparoskopowe zabiegi zmniejszenia żołądka, wszczepienie bay-passów, zabieg koronarografii, resekcja pęcherzyka żółciowego czy operacja usunięcia zaćmy. Pacjenci, którym towarzyszyła kamera, pochodzą z całego kraju. Są w wieku od 28 do 90 lat.
Premiera już w najbliższą środę, 11 marca, o godz. 21.30 na antenie telewizji FOKUS TV.
Przeczytaj artykuł z „Rynku Zdrowia”:
Szpital to nie tylko budynek
Dyrektor Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie, gdzie realizowano zdecydowaną większość zdjęć, gen. bryg. prof. dr hab. n. med. Grzegorz Gielerak, przyznał, że w Polsce o ochronie zdrowia mówi się z reguły bardzo dobrze albo bardzo źle, z przewagą jednak na pokazanie tego gorszego oblicza. W tym serialu wszystkim zależało, aby pokazać szpital takim, jakim jest naprawdę.
- Szpital nie jest tylko budynkiem, to jest organizacja, która żyje 24 godziny na dobę, 365 dni w roku. W soboty i niedziele, w Boże Narodzenie, w szpitalu życie trwa cały czas. Po jednej stronie są pacjenci, po drugiej technologia, ale są też lekarze - opowiada dyrektor Gielerak.
Dodaje: - Wielkim plusem tego serialu jest to, że tak dobrze udało się wyłapać subtelności funkcjonowania szpitala, w tym emocje, które na co dzień towarzyszą personelowi medycznemu.
- Bardzo się cieszę, że moim lekarzom udało się tak dobrze "wejść" w ten serial. Ludzie są sobą, dlatego tak dobrze widać emocje, które na co dzień im towarzyszą - podkreśla prof. Gielerak.
- To zespół ludzi, prawdziwych ekspertów, którzy mierzą się w każdym przypadku, z czymś, co jest sednem lekarskiego postępowania. Codziennie zadają sobie pytania: jakie są korzyści mojego działania, ale też, jakie jest ryzyko, czy mam prawo je podejmować, mając świadomość tego, że w moich rękach spoczywa zdrowie i życie drugiego człowieka. To jest ta wartość dodana, która powoduje, że ten serial jest inny - zaznacza.
Dyrektor WIM wskazuje, że także otoczeniu ochrony zdrowia ten serial wyjdzie o tyle na dobre, że wreszcie nauczymy się mówić o naszym lecznictwie inaczej, niż tylko źle.
Trudne przeżycie, ale do zniesienia
Grzegorz Zasępa, jeden z producentów serialu „Sala operacyjna”, z kolei wyjaśnia, że to pierwsza w polskiej telewizji produkcja, która w sposób tak dokładny i realistyczny pokazuje przebieg operacyjnego leczenia w publicznym szpitalu.
- To nas odróżnia od innych produkcji telewizyjnych tego typu, że tutaj pokazujemy prawdziwe życie szpitalne - podkreśla Zasępa.
Dodaje, że zamysł przedsięwzięcia był taki, aby walczyć z pewnymi mitami dotyczącymi zabiegów operacyjnych.
- W Polsce przeprowadza się rocznie ok. pół miliona operacji. Spora część pacjentów, która powinna być operowana, nie robi tego, właśnie ze względu na strach przed bólem operacyjnym, przed narkozą. Mamy nadzieję, że nasz serial wielu ludziom udowodni, że operacja jest trudnym przeżyciem, ale do zniesienia, i znacząco może poprawić komfort późniejszej egzystencji - mówi Grzegorz Zasępa.
Dr Przemysław Szałański, kardiochirurg z WIM w Warszawie, który wykonuje skomplikowane operacje kardiochirurgiczne bez rozcinania całego mostka (co jest ewenementem), tłumaczy, że praca z ekipą telewizyjną ani przez moment nie utrudniała mu wykonywania jego obowiązków.
Kamera nie stresowała
- Trzeba pamiętać, że praca w stresie jest wpisana w zawód chirurga. Dlatego kamera zupełnie nam nie przeszkadzała. Zresztą nie pierwszy raz kamery telewizyjne towarzyszą lekarzom na bloku operacyjnym. Wielkim wyzwaniem dla lekarzy są np. telekonferencje, gdzie obraz zabiegu przekazywany jest w czasie rzeczywistym na cały świat - przypomina dr Szałański.
- Lekarz wykonujący zabieg ma wówczas świadomość, że ogląda go mnóstwo ludzi, w tym bliskich mu zawodowo. Każdy jego oponent widzi wówczas wszelkie potknięcia. To jest dopiero stres... A tutaj, w tej sytuacji, w ogóle nie czuło się stresu. To było wkomponowane w normalny zabieg - podkreśla.
Dr Szałański wyjaśnia, że lekarze nawet nie zastanawiali się nad tym, czy obecność kamer telewizyjnych mogłaby być jakąś niedogodnością. - Była propozycja i od razu się zgodziliśmy - podsumowuje dr Szałański.
Także Marek Mikielewicz, reżyser serialu "Sala operacyjna", był zachwycony pracą na planie w warszawskim szpitalu. Jak zapewnia, było to zupełnie wyjątkowe doświadczenie.
- Przede wszystkim mamy świadomość, że nie jest to fikcja. Prawdziwi pacjenci, prawdziwe operacje, lekarze. Pewne rzeczy możemy sobie zaplanować, ustalić z lekarzami, nieraz nawet jest tak, że lekarz nam sygnalizuje, co warto "nakręcić". Ale tak nie jest zawsze - zastrzega reżyser.
- Są sytuacje, w których najważniejszy jest zabieg i dobro pacjenta. My wtedy tylko z kamerą towarzyszymy, przyglądamy się. Konsekwencją tego jest fakt, że powstaje bardzo dużo materiału. Nakręcamy zwykle ok. 12 godzin, po to, żeby móc zmontować 20-minutowy odcinek - wyjaśnia Mikielewicz.
Zwraca jednak uwagę, że to ekipie telewizyjnej zupełnie nie przeszkadza, ponieważ rekompensatą tej niedogodności są wspaniałe przyjaźnie, które udało im się zawiązać - zarówno z lekarzami, jak i pacjentami.
To oni są bohaterami
Jednym z bohaterów serialu jest 40-letni Artur, muzyk cierpiący na skrajną nadwagę. 150 kilogramów wagi rujnuje mu życiu. Zawiązanie sznurowadeł czy przejście kilku kroków to karkołomne zadanie, do tego od najmłodszych lat był przedmiotem drwin kolegów i budził sensację.
Ma dość i decyduje się na chirurgiczny zabieg zmniejszenia żołądka metodą laparoskopową. Operacja jest w koszyku świadczeń refundowanych przez NFZ. Dwa miesiącu od zabiegu Artur waży „jedynie” 131 kg.
- Po zabiegu czuję się świetnie. Nie zrozumie tego nikt, kto nie był kiedyś gruby, co się dzieje w człowieku, kiedy staje codziennie na wagę i za każdym razem pokazuje ona, że waży coraz mniej. Do tego mogę gotować, przyjmować gości, a sam nie odczuwam głodu - mówi Artur.
Innym bohaterem jest 39-latek, również Artur, który cierpi na dziwne omdlenia. Jego żona długo musi namawiać Artura, żeby udał się do lekarza. W końcu tak się stało.
Diagnoza, którą usłyszeli w gabinecie: mężczyźnie w każdej chwili grozi zawał, zwłaszcza że w jego rodzinie wiele osób chorowało na serce. Musi poddać się koronarografii. Widzowie będą mogli obserwować "na żywo" zabieg cewnikowania tętnic wieńcowych.
Serial produkuje Firma Tiburon Media na zlecenie FOKUS TV. Pojawi się na antenie 11 marca o 21.30.
Przeczytaj tekst w portalu „Rynek Zdrowia”: http://www.rynekzdrowia.pl/Po-godzinach/Serial-prawdziwych-operacji-powalczy-ze-stereotypami,149416,10.html