Szczęściarz z wojskowego programu profilaktycznego
Ten oficer może mówić o sobie, że jest prawdziwym szczęściarzem. W czasie badań profilaktycznych prowadzonych na zlecenie Ministerstwa Obrony Narodowej przez Wojskowy Instytut Medyczny wykryto u niego bardzo poważną chorobę serca. Szybko został otoczony specjalistyczną opieką medyczną. – Diagnoza była dla mnie szokiem. Dotychczas bez problemu przechodziłem wszystkie badania lekarskie: do szkoły oficerskiej, te związane z wyjazdem na placówkę zagraniczną oraz okresowe – relacjonuje oficer.
- Okazało się, że kilkukrotnie w czasie doby serce pacjenta przestaje bić. Najdłuższa przerwa trwała 11 sekund! To oznacza krytyczną przerwę w dopływie krwi do najważniejszych narządów, w tym mózgu. To bardzo długo. Lekkoatleci potrzebują mniej czasu, by przebiec sto metrów! – odpowiada lekarz prowadzący, lek. med. Katarzyna Hałas z Oddziału Kardiologii Nieinwazyjnej i Telemedycyny WIM.
Ppłk Adam Zwoliński (ze względu na ujawnienie danych medycznych, nazwisko zostało zmienione), od 24 lat służy w wojsku, obecnie w Sztabie Generalnym. Szczegółowe badania lekarskie przechodził w 1990 r., kiedy starał się o przyjęcie do szkoły oficerskiej, w 2004 r., gdy wyjeżdżał na placówkę zagraniczną oraz w 2007 r. – po powrocie do kraju. Regularnie zgłaszał się na okresowe badania lekarskie. Stara się dbać o kondycje fizyczną. Po uszkodzeniu wiązadeł nie może przeciążać kolana, ale gra w piłkę, bardzo często jeździ na rowerze.
- Można więc powiedzieć, że to pod względem zdrowia i kondycji to typowy żołnierz – uzupełnia mjr dr n. med. Paweł Krzesiński z Oddziału Kardiologii Nieinwazyjnej i Telemedycyny WIM.
Standardowe problemy po czterdziestce
- Od siedmiu lat mam problemy z nadciśnieniem i cholesterolem. Dieta nie pomagała, więc biorę tabletki. Okresowo zgłaszam się też do kardiologa. Myślę, że to takie standardowe problemy mężczyzn po czterdziestce, pracujących w miejscach o podwyższonym poziomie stresu – opowiada ppłk Adam Zwoliński.
Uważał się więc za – generalnie – zdrowego człowieka. Nawet leżąc w wojskowym szpitalu przy Szaserów czuł się dobrze. W tym złudnym przeświadczeniu żyłby do dziś, gdyby nie „Program profilaktyki chorób układu krążenia w Siłach Zbrojnych RP”. Zadanie postawione przez Ministra Obrony Narodowej, realizowane od ponad roku, ma ułatwić dostęp żołnierzy do specjalistycznej opieki medycznej, zmniejszyć zachorowalność i umieralność na choroby o charakterze kardiologicznym. Więcej o programie profilaktycznym.
- Usłyszałem, że badania będą prowadzone u nas w sztabie. Od razu stwierdziłem, ze skoro jest okazja, to warto skorzystać. Badania okresowe przeszedłem w kwietniu, więc byłem spokojny. Normalnie trudno się dostać do kardiologa i trzeba zapłacić kilkaset złotych. Wymaga to czasu żeby się umówić, jechać na wizytę. A tu szybko, kilkadziesiąt minut i wszystko załatwione – wspomina podpułkownik.
Tak, jak Adam Zwoliński myślało też wielu innych żołnierzy. Dlatego przed pokojem, w którym prowadzono badania stała już kolejka chętnych.
Pierwszy etap programu polega na tym, że żołnierz wypełnia ankietę, odpowiada na serię pytań, ma zmierzone ciśnienie tętnicze oraz pobraną krew na badania laboratoryjne. Deklaruje też chęć ewentualnego wzięcia udziału w drugim etapie – gdyby badania wykazały jakieś problemy.
Jednodniowa wizyta w szpitalu
- Badanych dziwią czasem szczegółowe pytania o związek służby ze stresem, nawykami żywieniowymi i korzystaniem z opieki medycznej. Ale właśnie na tym polega wartość ankiety opracowanej przez specjalistów z Kliniki Kardiologii i Chorób Wewnętrznych WIM. Pozwala ona wskazać zagrożenia zdrowotne, specyficzne dla trybu życia żołnierza oraz znaleźć sposoby zapobiegania ich niekorzystnym skutkom – wyjaśnia Katarzyna Hałas.
- Po kilku dniach tygodniach od badania zadzwoniła pani z WIM. Zapraszała na jednodniowe wizytę w szpitalu. Zgłosiłem się w poniedziałek rano, we wtorek wieczorem wyszedłem do domu – kontynuuje podpułkownik.
W tym czasie miał wykonane dwudziestoczterogodzinne monitorowanie EKG (czyli tzw. Holter), ciśnienia tętniczego (tzw. ABPM) oraz próbę wysiłkową.
- Gdyby pacjent chciał takie badania wykonać z własnej inicjatywy, czekałby na nie kilka miesięcy – podkreśla dr Krzesiński.
W czasie tego jednodniowego pobytu w szpitalu lekarz nawet uspokoił oficera. Stwierdził bowiem, że przyjmowanie lekarstw na obniżenie cholesterolu przynosi efekty. Jednak w środę rano podpułkownik odebrał telefon z WIM z informacją, że powinien się bezzwłocznie zgłosić do szpitala. Analiza wyników przeprowadzonych badań wykazała, że serce kilkukrotnie w czasie doby przestaje bić! Najdłuższa przerwa w jego pracy trwała 11 sekund!
Ppłk Zwoliński nie był tego świadomy. Zaburzenia zdarzały się - na szczęście - w nocy, kiedy spał. Dzięki wywiadowi z żoną w logiczną całość zaczęły się układać lekceważone wcześniej objawy. Kobieta mówiła, że mąż chrapie w nocy, a niekiedy słychać, że ma bezdech.
Lepiej skorzystać z badań
- Właśnie w trosce o bezpieczeństwo pacjenta, pilnie wezwaliśmy go do nas. Tu został poddany szczegółowym badaniom. By wykluczyć błąd pomiarowy, powtórzono badanie holterowskie. Zaburzenia przewodzenia powtórzyły się jednak i tej nocy. Wykonano badanie poligraficzne oraz oznaczono przeciwciała w kierunku boreliozy. Może ona bowiem zajmować mięsień sercowy. Zaplanowano rezonans mięśnia sercowego. U takich chorych decyzję o dalszym leczeniu podejmujemy ze szczególną rozwagą. W pierwszej kolejności dogłębnie poznajemy istotę problemu, wykorzystując najnowsze narzędzia diagnostyczne, które mamy w WIM - komentuje lek. Katarzyna Hałas.
Co by było gdyby ppłk Zwoliński nie zainteresował się programem profilaktycznym? Specjaliści podkreślają, że nie łatwo odpowiedzieć na takie pytanie. Chorzy najczęściej nie są zdiagnozowani! Nie mają objawów, więc nie są badani.
- Nasz pacjent miał po prostu szczęście, że skorzystał z przywilejów programu. Przerwa w pracy serca może spowodować śmierć nagle i niespodziewanie, na skutek udaru, upadku z wysokości czy też wypadku samochodowego. Więc ani chory, ani jego rodzina mogą nigdy nie poznać prawdziwej przyczyny tragedii – mówi dr Krzesiński.
Podpułkownik podkreśla, że cały czas czuję się dobrze. Czy ma obawy na przyszłość? - Nie wiem, jak wykryta dysfunkcja wpłynie na moje dalsze życie. Czy zmusi do zdjęcia munduru? Zobaczymy. Ale gdybym nie poszedł na badania profilaktyczne, to emerytury mógłbym nie doczekać. Moglibyśmy już nawet nie mieć okazji do rozmowy. Dlatego namawiam wszystkich, żeby skorzystali, gdy będą mieli okazję przejść badania profilaktyczne. Ten program powinien być zdecydowanie mocniej rozpropagowany przez wojsko. Jestem najlepszym przykładem, że to może ratować życie – kończy oficer.
Fot: archiwum ppłk. Adama Zwolińskiego, Jarosław Rybak