Medycyna w Mundurze
DR NARCYZ RADZI. Dzień w Kolorado czyli przegrzanie i udar słoneczny
Poranek, jak zwykle nad brzegami Kolorado, okazał się słoneczny. Nasze namioty stały tuż nad brzegiem, w miejscu gdzie nie był on pionową ścianą, a piaszczystą, rzeczną łachą. Śniadanie, pakowanie sprzętu i w drogę. Tym razem wzdłuż biegu Kolorado, omijając Moab, zagłębiliśmy się w kaniony Canyonlandu, aby w efekcie dotrzeć do Parku Narodowego Łuków Skalnych (Arches National Park). Tu opuściliśmy drogi publiczne, pozostawiając terenowe Wranglery na przydrożnym parkingu i zabierając sprzęt wspinaczkowy, ruszyliśmy wąską, górską ścieżką pod Korona Arch - jeden z najsłynniejszych i najciekawszych łuków wyrzeźbionych w czerwonej, piaskowej skale.
Zmieniamy ustawę, otwieramy system PRM dla ratowników w mundurach
Rozmowa z Cezarym Rzemkiem, podsekretarzem stanu w Ministerstwie Zdrowia
Medycyna w Mundurze: Ministerstwo Zdrowia pracuje nad projektem nowelizacji ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym. Zmiany, które proponujecie dotyczą m.in. ratowników medycznych w wojsku. Na czym polegają nowe rozwiązania?
Cezary Rzemek: Żeby zmiany odpowiadały oczekiwaniu Ministerstwa Obrony Narodowej, do współpracy przy projekcie nowelizacji zaprosiliśmy Wojskowy Instytut Medyczny. Generalnie chodzi o to, aby ratownicy medyczni służący w armii otrzymali uprawniania, jakie mają ich koledzy – cywile. Obecnie ratownik-żołnierz nie wchodzi w skład systemu Państwowego Ratownictwa Medycznego. W nim funkcjonują jedynie ratownicy zatrudnieni w pogotowiu ratunkowym oraz szpitalnych oddziałach ratunkowych. Uprawnienia systemowe otrzymają „ratownicy wojskowi”. Celowo biorę to określenie w cudzysłów, bo nowe przepisy mają obowiązywać wyłącznie tych, którzy spełniają wymagania formalne dotyczące ratowników medycznych.
Obecnie ratownik medyczny - żołnierz może udzielać pomocy na misji zagranicznej, Ale na terenie kraju, w tym jednostki wojskowej czy poligonu, jego zakres uprawnień jest ograniczony wyłącznie do poziomu kwalifikowanej pierwszej pomocy medycznej. I tę właśnie sytuację chcemy zmienić. Tak aby posiadane kompetencje i umiejętności ratownika medycznego w mundurze odpowiadały co najmniej uprawnieniom nadanym przepisami ustawy.
MwM: Otwarcie systemu dla żołnierzy spowoduje zmiany w organizacji wojskowej służby zdrowia?
C.Rz.: Nie. Wojsko nie wejdzie do systemu państwowego. Czyli zespoły ratownicze w wojskowych sanitarkach nie przejmą funkcji karetek pogotowia dla lokalnej społeczności. Natomiast w przypadkach szczególnych wojsko będzie wydzielało siły np. w czasie klęsk żywiołowych, imprez masowych. Tak jak to jest obecnie.
LOTNICZE POGOTOWIE RATUNKOWE: Pomoc przychodzi z góry
- Poprosiłem o pomoc strażaka. Ale chłopak zemdlał, gdy zobaczył rannego z wielkimi fragmentami rozszczepionej deski, wbitymi w oczodół i kark. Sam musiałem je odciąć piłą – opowiada ratownik. Takie drastyczne wypadki to codzienność w Lotniczym Pogotowiu Ratunkowym (LPR). Dlatego od kandydatów do tej pracy wymaga się dużego doświadczenia zawodowego oraz żelaznej psychiki. Gdyby porównać statystyki, to się okaże, że do LPR dostać się trudniej, niż do jednostki GROM! W czasie ostatniego naboru z około stu kandydatów sito selekcji przeszło zaledwie trzech ratowników medycznych!
- Ze względu na specyfikę naszej pracy, zdecydowanie częściej, niż koledzy z karetek pogotowia, mamy do czynienia z ciężkimi, często nietypowymi przypadkami. Gdyby fotografować i opisywać wypadki, do jakich latamy, to można zredagować niejeden podręcznik rzadkich przypadków medycyny urazowej lub sądowej – przekonują medycy.
W swoich relacjach nie chcą epatować drastycznymi opisami. Ale nie da się opisać ich wysiłku, jeśli nie wspomni się choć kilku takich historii.
- Przylecieliśmy po nieprzytomnego rannego, który miał nogę od taboretu wbitą w głowę. W wysokim pomieszczeniu chyba wymieniał żarówkę. Ustawił stół, na nim krzesło, na nim taboret. Wszedł na taką konstrukcję i stracił równowagę – opowiada pilot.
Innym razem śmigłowiec lądował na placu przed tartakiem. Jeden z pracowników leżał na ziemi, w oczodole i szyi miał wbitą – rozszczepioną - długą deskę.
- Poprosiłem o pomoc strażaka. Ale chłopak zemdlał, gdy zobaczył. Sam musiałem ją odciąć piłą – dodaje ratownik. Poszkodowany trafił do szpitala WAM w Łodzi, gdzie przeszedł skomplikowaną operację.
Sporo jest wezwań do ofiar prac polowych. Powietrzni ratownicy pamiętają rolnika, który próbował wyciągnąć sznurek z maszyny do wykopywania ziemniaków. Nie chcąc tracić czasu, nie wyłączył urządzenia. W efekcie urządzenie urwało mu stopę, a od kości oderwało skórę i mięśnie do wysokości stawu kolanowego.
Innym razem musieli udzielać pomocy zmasakrowanej, starszej kobiecie wciągniętej do roztrząsarki obornika.
DZIEŃ Z ŻYCIA LEKARZA NA MISJI. Tak naprawdę to nic się nie dzieje
Róża czerwono,
Biało kwitnie bez.
Nikt z nas nie pęka,
Chociaż krucho jest…
Komórka wyśpiewuje sygnał porannego budzenia. Siódma rano.
Żołnierz poderwał się rześko, wykonał czynności poranne, po czym, zdrów i wesół, ruszył do boju…
Eeee, wróć! Ładnie brzmi, ale szczerze mówiąc, to nie do końca tak.
Żołnierz, i owszem, obecny. Podporucznik lekarz Magdalena Kozak. Przydział: asystent w Zakładzie Medycyny Pola Walki, Wojskowy Instytut Medyczny, Warszawa. Obecnie kierownik Zespołu Przyjęć i Segregacji, Sekcji Medevac i Casevac Polskiego Szpitala Polowego w Ghazni, XII zmiana Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Afganistanie. Czyli, krótko mówiąc: ja.
Ale z tym rześkim zrywaniem się do pracy, no, to już bywa różnie.
Otwieram lewe oko na dźwięk komórki, którym Franek Dolas dzielnie zachęca mnie do wzięcia czynnego udziału w otaczającej mnie wojennej rzeczywistości. Wzdycham ciężko, oceniam stan zajmowanego przeze mnie lokum i sprawdzam, jak ta rzeczywistość wygląda.
No, nie jest źle. Kamp wciąż stoi.
Przyznaję uczciwie, czasem miewam takie strachy: budzę się a tu znowu mieszkania brakuje. Nic fajnego, powiadam wam. Ale na razie mieszkanie obecne. Jest git.
Rocznica bitwy pod Falaise. Służba zdrowia w 1. Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka
Pomoc rannym czołgistom była szczególnie trudna. Aby wydobyć poszkodowanego przez wąski właz, nierzadko trzeba było wykorzystać specjalne pasy, na których go podciągano. Jeśli ranny dostał ataku paniki i utrudniał całą akcję, sanitariusze mogli go uśpić chloroformem.
Z okazji 69 rocznicy słynnej bitwy pancernej pod Falaise warto przypomnieć, jak funkcjonowała służba zdrowia w 1. Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka. Jednostka powstała na wzór brytyjskich formacji pancernych. Posiadała bardzo dużą ilość pojazdów mechanicznych, a jej głównym celem było wykonywanie szybkich, oskrzydlających uderzeń. Musiała więc posiadać odpowiednio zorganizowane i wyszkolone oddziały zabezpieczające jej działania: od warsztatów, przez zaopatrzenie, po regulację ruchu. Wśród nich szczególną rolę pełniła służba zdrowia. Tworzona na bazie brytyjskich regulaminów, oparta była na doświadczeniach z wcześniejszych walk, przede wszystkim w Afryce Północnej. Korzystano więc z najbardziej aktualnej wiedzy dotyczącej organizacji pomocy rannym i chorym w warunkach frontowych.
Patrząc z perspektywy czasu na działania wojskowej służby zdrowia różnych armii świata, można stwierdzić, iż niejednokrotnie pracowała ona, jak to dziś określilibyśmy, w warunkach zdarzenia masowego. Duża liczba rannych w różnym stanie klinicznym, często z mnogimi obrażeniami ciała, którzy jednoczasowo spływali do punktów opatrunkowych oraz ograniczona ilość sił i środków pomocy medycznej wymuszała działanie według wcześniej opracowanych i wyćwiczonych schematów. I tak jest do dziś. Dotyczy to głownie kwestii ewakuacji medycznej, w której istotne miejsce zajmuje segregacja rannych. Choć na przestrzeni dziejów schemat ewakuacji był modyfikowany, jednak zasadniczo jej cel pozostawał taki sam i obejmował wyniesienie wszystkich rannych z rejonu gdzie bezpośrednio toczą się walki oraz udzielenie im fachowej pomocy medycznej.